Main image

wtorek, 12 czerwca 2012

Jestem, żyję, uwielbiam

Nie będę osobą oryginalną. Pablo Neruda mnie oczarował całkowicie. Prostota przekazu, a jednocześnie piękno jego języka. Dopiero jakiś czas temu zaczęłam bardziej przyglądać się poezji hiszpańskojęzycznej, wcześniej trochę się bałam. Tym, że mnie przerośnie, że nie zrozumiem. Oczywiście, że nie wszystko rozumiem (mam motywacyjnego kopa w postaci - "widzisz, jak mało umiesz?!"), ale odkryłam kolejny sposób, aby fascynacja językiem cały czas była obecna.

Poema XX, moje ulubione wersy :)
"Y el verso cae al alma como al pasto el rocío."
"Nosotros, los de entonces, ya no somos los mismos."
"Es tan corto el amor, y es tan largo el olvido."

Z kursu niestety nic nie wyszło :(

środa, 25 kwietnia 2012

Wakacyjny kurs w Hiszpanii?

 Wpadłam na dość szalony i może desperacki pomysł, jednak może się jak najbardziej opłacić. Chciałabym wyjechał na kurs do Hiszpanii. Rozważam Valencię oraz Barcelonę. Od tego drugiego miasta odstrasza cena (co najmniej 700 ojro), w Valencii mozna znaleźć miesięczny kurs za 400, ale nie wiem, jak z zakwaterowaniem.

Czy ktoś może był na takich kursach? Nie chcę wyjeżdżać z jakimkolwiek polskim biurem podróży, bo mam się tam uczyć, a nie rozmawiać z Polakami. Może polecić/odradzić/dać jakieś rady?
Za wszelaką pomoc będę bardzo wdzięczna

niedziela, 22 kwietnia 2012

Małe zmiany

Zarówno na blogu, jak i w życiu :)
Pozytywne, choć pojawia się ten irytujący, wystający zdecydowanie za dużo napis "poniedziałek". Jeśli są na sali osoby bardziej zorientowane ode mnie, poprosiłabym bardzo chętnie o pomoc, jak to zlikwidować.

Prośba numer dwa i o wiele ważniejsza. Nie wątpię, że pośród osób czytających (czasem) tego bloga, są tłumacze przysięgli. Zwracam się bezpośrednio do Was - czy zechcielibyście odpowiedzieć mi na kilka pytań związanych z tym zawodem? Za wszelką pomoc bardzo dziękuję!

EDIT - Prośba z szablonem nieaktualna, tłumacze jednak nadal poszukiwani! :)

poniedziałek, 27 lutego 2012

Houston, mamy kryzys

A konkretnie chyba dzisiaj doszłam do nazwy tego, co przeżywam od jakiegoś czasu, czyli plateau. Wszechogarniająca mnie niechęć do hiszpańskiego spowodowana brakiem postępów, tym, że nic mi do łba wejść nie chce. Chyba potrzebuję trochę dłuższego odpoczynku, aby znów nabrać chęci do nauki. Albo obejrzeć po prostu jakiś dobry, hiszpański film (No habrá paz para los malvados, zdominował Goyę, więc chyba mogę liczyć na coś wartego uwagi :) )
Tak tylko wpadłam się pożalić

poniedziałek, 13 lutego 2012

Podcasting

Moja nieobecność trwała prawie dwa miesiące - jak widzę, w blogosferze też powstał dość duży zastój. Czy jest to wynik braku chęci czy czasu? W moim przypadku to drugie :) Jestem już po feriach (oj, nawet zapomniałam co to znaczy mieć ferie), ale zdecydowanie nie próżnowałam. Zabrałam się porządnie za angielski, zaczynam coraz lepiej organizować sobie czas (choć nie jestem w stanie zwlec się z łóżka o 5.30, ale ten espekt pominę).

Pomysł na ten post nawiedził mnie już dawno temu. Podcasting jest to chyba najlepsza forma nauki (wszystkie takie stwierdzenie są subiektywne). Jak pisałam kiedyś, dawno temu, hiszpański rynek nie obfituje w seriale warte uwagi, więc musiałam znaleźć sobie jakąś inną formę nauki.
Nie każdy musi się z tym zgadzać - osłuchiwanie się trzeba zacząć od pierwszego dnia. Oczywiście, można zacząć od bardzo latwych podcastów - ale po co? Większość tego, co tu piszę jest z perspektywy osoby, która nie jest znawcą języka hiszpańskiego, ale poznaje jego tajniki od mniej więcej półtora roku i zdecydowanie jest pasjonatą. Co prawda nie wiem, czy mogę stawiać się jako osoba przecząca twierdzeniu "nauczenie się języka bez żadnych kursów jest niemozliwe", jednak dążę ku temu, a także staram się podsunąć pod nos materialy, które dla mnie są bardzo pomocne.

Ale do rzeczy :)

Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, co to jest podcast (zresztą wygooglowanie tego nie należy do rzeczy trudnych). Bodaj pierwszym wynikiem, gdy wpisze się "podcast en español" będą programy stacji RadioLingua, czyli
Coffee Break Spanish, Show Time Spanish oraz One Minute Spanish - w życiu nikomo nie polecę tych podcastów; ja rozumiem, że na czymś trzeba zarabiać kasę, ale zeby robić 20 minutowy podcast o liczbach?! Doceniam ludzi, którzy poswięcają się i są w stanie przesluchać więcej niż 5 odcinków. Ja nie przebrnęłam. Wolę oddać się najczystszej przyjemności sluchania glosu Sylvii Tarragony czy Oscara Lópeza :)
Ostatnio też pojawil się program Q&A Spanish - z założenia ma być chyba dla tych bardziej zaawanasowanych, ale mówi o rzeczach dość podstawowych (czasem sprawiających trudnosci). Chyba jedyny program warto zainteresowania.

Notes in Spanish - następny jeden z popularniejszych podcastów dwujezycznych (pominę fakt, że jak dla mnie takie podcasty nie mają sensu); na początku mojej przygody z hiszpańskim ściągnęłam sobie parę odcinków z poziomu Intermediate - chyba nie muszę mówic, że nie byłam w stanie zrozumieć niczego. W czasie ferii świątecznych znów spróbowałam przesłuchać, na tym samym poziomie - moja reakcja byla taka - czmeu oni mówią tak wolno?! Jak dla mnie kolejna próba wyciagnięcia kasy za transkrypcje :)

Audiria - odkryty niedawno, pokochany miłością najczystszą od samego początku; ponad 700 odcinków o naprawdę przeróżnych rzeczach - przez plyty tektoniczne, po crema catalaña, do podcastów o festiwalach filmowych. Do tego bezpatne (!) transkrypcje są dostępne na stronie audiria.com. Polecam z całego serducha i na zdrowie :)
Warto też wspomniec o stronie ted.com, jednak myślę, ze większość blogowiczów jest z nią juz zapoznana :)

Jesli ktoś boi się rzucić się od razu na głeboką wodę - kilka podcastów, w których mówi się dośc powoli, dedykowane są dla nie-nativos, ale całkowicie po hiszpańsku (zloty środek?)
La Casa Rojas oraz Hablar por Hablar - w przypadku La Casa Rojas dostepne są transkrypty, ale naprawdę mozna wypisać sobie ze sluchu wiekszość slówek :)

Ja na tę głęboką wodę sie rzuciłam. Nie żałuję :) Z każdym dniem mojej nauki byłam w stanie zrozumieć coraz więcej. Chyba nie muszę mowić jak to motywuje? Teraz jadąc pociągiem do szkoły, biorę kartkę i wypisuję sobie słówka, ktorych nie znam. Jestem w stanie wyłapać też sporo z kontekstu. Nie piszę tego, aby się przechwalać. Piszę po to, aby pokazać, że wytrwalością jest w stanie zdziałać się naprawdę wiele :)
Dla scisłości, podcast, o którym piszę, wspominany był już przeze mnie parę razy - Afectos en la noche. Mowią o wszystkim - tradycja, historia, kuchnia, gospodarka. Rozmawiają ze sluchaczami, kłócą się (uwielbiam, jak Sylvia wrzeszczy na Jordiego :D ), zapraszają specjalistów i dość często zdarza się prowadzącym z tymi specjalistami polemizować ;) Polecam każdemu zaczęcię "z grubej rury", bo nie ma nic ważniejszego od osluchania się z jezykiem.

Mam nadzieję, że pomogłam (choć troszkę). Pozdrawiam i ¡Hasta la próxima!

sobota, 17 grudnia 2011

Nauka dzięki serialom?

 Dzisiaj o jeden z metod nauki, którą wypróbowałam i udoskonaliłam (według mnie oczywiście) i która mnie odpowiada całkowicie.
 Kilka miesięcy temu pisałam o próbie przyłożenia się do francuskiego - niestety, moje chęci nie przełożyły się na ilość posiadanego wolnego czasu. Do tego dokładając i tak mały kryzys w związku z nauką do DELE B2 (nie wiem, czy się wyrobię, z każdym dniem coraz bardziej w to watpie, a wtopienie 6 stów tylko po to, aby przy odrobinie szczęścia ledwo zdać jest moim zdaniem bez sensu).
W każdym razie skupiłam się na nauce hiszpańskiego (głównie) i angielskiego.
Oglądam seriale. Dla przyjemności. Co nie zmienia faktu, że nie umiem wysiedzieć i nic z tego nie wyciągać.
O ile sprawa oglądając seriale hiszpańskie jest całkiem prosta - jestem w stanie wyłapać naprawdę dużo słówek, potem to sprawdzam na spanishdict.com bądź wordrefernce.com, następnie Tatoeba, zdanie ląduje w Anki.
Jednak jest to już trochę bardziej skomplikowane w przypadku angielskiego. To czego nie rozumiem brzmi mniej więcej tak: "brrrmmtrrfafnaon". Zaczęło mnie to porządnie irytować, więc spróbowałam oglądania seriali z angielskimi napisami. Przykładnie spisywałam a następnie sprawdzałam słówka, których nie znałam, potem najczęściej zdanie z tego właśnie odcinka wlatywało do Anki. Następnie obiecywałam sobie, że wrócę do tego odcinka, aby zobaczyć, ile naprawdę we łbie zostało. D.upa Jasiu Karuzela, za przeproszeniem ;) Nie chcialo mi sie tracic czasu na ponowne oglądanie odcinka.
Tak więc nastąpiła kolejna modyfikacja. Dzięki programowi Sublight ściągam napisy angielskie, analizuje je przed obejrzeniem danego odcinka, potem daje sobie tydzień na przyswojenie słówek przy pomocy Anki i dopiero oglądam
Tę metodę stosuję mniej więcej od półtora miesiąca , jak na razie się sprawdza i jest całkiem satysfakcjonująca :)

niedziela, 27 listopada 2011

Mała recenzja czytnika

Od prawie dwóch miesięcy posiadam czytnik i myślę, że jestem w stanie już co nieco napisać na jego temat.
Dla przypomnienia jest to Onyx BOOX x61s - nie ma on wyświetlacza dotykowego - z czego bardzo się cieszę, bo by mnie chyba szlag jasny trafił.
To czytnik e-booków. W tej roli sprawdza się naprawdę świetnie, w ogóle nie męczy oczu, do tego jest bardzo lekki, wreszcie nie musze taszczyć ze sobą tomiszczy, które mają po kilkaset stron, wszystko mam w małym urządzeniu. Czcionkę można dopasować do siebie - z tego co pamiętam, chyba ją powiększyć nawet 5-krotnie (nie mam jak zrobić jakiegokolwiek zrzutu, aparat odmawia posłuszeństwa).
Jednak wszystko jest pięknie i cacy, dopóki mamy do czynienia z formatami e-pub i mobi. Pdf-y są już bardziej skomplikowane - zależy, czy to "normalna" książka, czy zeskanowane jp(e)gi i wrzucone w pdfa. Ta pierwszą wersję jak najbardziej można przeżyć (mimo że czasem mam pewne problemy z czcionką), o tyle podręczniki (bo to zazwyczaj ta druga forma) jest cholernie irytująca. Zazwyczaj na widoku 100% widok jest za mały, aby odczytać wszystko, a gdy go powiększamy, trzeba operować strzałkami, a zbuforowanie tego, co jest obok zajmuje trochę czasu (zapewne nie bedzięcie wiedzieć o co mi chodzi, ten post uzupełnię o zdjęcia, wtedy wszystko będzie jasne).
Podsumowując - czytnik jest świetny jeśli chodzi o czytanie książek; niestety, jeśli chodzi o główny cel, w jakim go kupiłam - jestem trochę zawiedziona. Momentami żałuję, że nie dozbierałam tych 400 złotych i nie kupiłam sobie netbooka - no ale mądry Polak po szkodzie :) Nie odradzam całkowicie tej decyzji, jednak warto przemyśleć główny cel zakupu tego urządzenia - jeśli chcemy na nim przerabiać podręczniki, to myślę, że warto sobie odpuścić.

To tyle ode mnie, pozdrawiam :)
RSS Feed